Moi drodzy,
zawsze uważałem, że to takie proste - wystarczy wyjechać za granicę, żeby szkolić język angielski. Właśnie wróciłem z Hiszpanii i okazuje się, że byłem w błędzie... Czemu? Po angielsku dam
radę - zawsze i wszędzie. Ale chciałem też podszkolić hiszpański. I wtedy zapytałem siebie: "Gdybym uczył hiszpańskiego, co bym sobie powiedział? Co bym sobie doradził?". I okazało się, że dokładnie to samo co moim uczniom po angielsku. "No to siup" - mówię sobie - "Zaczynamy.
Wyszedłem z domu sam - chciałem zrobić zakupy, iść do fryzjera i wszystko chciałem załatwić po hiszpańsku; dodatkowo chciałem popytać o drogą (mimo tego, iż ją znałem). Podszedłem do pierwszej lepszej osoby i... powiedziałem "Hola" i odszedłem. Zwyczajnie w świecie wpadłem w panikę. Usiadłem na ławce i zacząłem analizować swoje postępowanie.
Po pierwsze - nie znam ludzi. "No i co? Oni, Gregory, też Ciebie nie znają, a muszą być przyzwyczajeni do tego, że pytają ich o coś nieznajomi.
Po drugie - wstyd. "Czego się wstydzisz, kretynie? Wstydzić to się powinieneś teraz, kiedy marnujesz okazję!"
Po trzecie - przecież znasz drogę - po co pytać o coś, co wiesz? Ano po to, żeby se pogadać!"
Po czwarte - "i ja i oni znamy angielski - więc po co robić z siebie durnia i pytać po hiszpańsku ze słowniczkiem w ręce?" - patrz punkt "Po trzecie"!!!
I tak siedziałem na tej ławce, wyjąłem słowniczek i powtórzyłem sobie to, czego mi było trzeba: nazwy produktów, zwroty grzecznościowe, pytanie o drogę (wraz z odpowiedziami - teraz już to wiem, ale wtedy nie wiedziałem... zabawna historia).
Wstałem, poszukałem w okolicy osób wydających się mili i zapytałem jedną panią "Pardon, a donde es el mas cercane supermercado?" (przepraszam, gdzie jest najbliższy supermarket?). Pani uśmiechnęła się i zaczęła tłumaczyć... I zaczęły się schody. Nie chciałem jej przerywać (nie dała mi szansy, bo mówiła szybko). Nie przygotowałem sobie zwrotu "Czy mógłbyś mówić wolniej" więc rzekłam ze zniechęceniem: Excuse me, I am not Spanish. Can you say it in English?" - kobieta zaczęła się ze mnie śmiać - dołączyłem po chwili... Wytłumaczyłem, że chciałem sobie po prostu pogadać po hiszpańsku. Pochwaliła próbę i wskazała drogę po angielsku i potem powoli również po hiszpańsku... Wielka SATYSFAKCJA kochani - i wbrew pozorom nie mam poczucia, że wyszedłem na głupka...
W następnych postach napiszę, czego w życiowych warunkach potrzebujecie, żeby sprawnie się dogadać w codziennym życiu... Może Wy macie jakieś propozycje? Czekam na Wasze wątpliwości a póki co, nacieszcie oko hiszpańskim klimatem...
najlepszy nauczyciel ever !-polecam :-)
OdpowiedzUsuńZ uśmiechem i psychologicznym podejściem każdego nauczysz nie tylko mówić ale też myśleć w tym języku! POLECAM I DZIĘKUJE, ŻE MOŻNA "poczytać" Cię na Blogu!